piątek, 25 września 2015

Życiowe piątki



Na wstępie opiszę nasz wyjazd do Chorzowa, Katowic, Krakowa oraz Dębicy, gdyż w zeszłym tygodniu nie miałam jak tego zrobić.

Pociąg do Chorzowa trochę się spóźnił, w rezultacie byłyśmy na miejscu ok. 13. Udałyśmy się na Rynek, do Manana Bistro, którą prowadzi Przemek Błaszczyk, uczestnik programu Top Chef. To jednak chyba nie były moje smaki, choć burger był dobry. Następnie udałyśmy się do Muzeum miejskiego, Parku Róż (było ich tam bardzo mało, bywa nazywany Aleją Róż i to miejsce znalazłyśmy).

Następnie nadszedł czas na Katowice, choć zgodnie z informacjami znalezionymi w Internecie Park Śląski oraz Śląski Ogród Zoologiczny powinny znajdować się jeszcze w Chorzowie. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Do ZOO udałyśmy się Aleją Żyrafy i tuż obok trafiłyśmy do pięknego Rosarium, bezpłatnego parku z różami. Tym sposobem zakończyłyśmy środę.

Czwartek to cały dzień Katowic. Na początek rynek i zakupy książkowe, a także wizyta w antykwariacie :) Następnie iście na pocztę, całe szczęście, że była blisko, bo bym nie doszła :) Potem udałyśmy się do Parku Boguckiego, Parku Powstańców Śląskich oraz do Staromiejskiej 13. Właścicielem jest Marcin Czubek, finalista 3 edycji Top Chef'a. Jedzenie naprawdę pyszne, znakomite, a ceny dość przystępne. Raz w życiu można sobie pozwolić. Na koniec Muzeum Historii Katowic i pociąg do Krakowa. Po szybkim zakwaterowaniu spotkanie z Kasią i mała wpadka, ale oczywiście tylko ja mogłam to zrobić :P

Piątek to dzień zwiedzania Krakowa. Z samego rana miałyśmy udać się na Kopiec Kościuszki, ale szczęśliwym zbiegiem okoliczności trafiłyśmy jeszcze do Muzeum Historycznego Miasta Krakowa (nic przyjemnego, ale jeśli macie mocne nerwy to warto się tam wybrać), Muzeum Historii Fotografii (wystawa stała oraz dodatkowa bezpłatna o fotografach w ZSRR. Dostępna bodajże do 4. października). Po drodze Park Kościuszki. Kolejnym zbiegiem okoliczności udałyśmy się także do Parku Decjusza (pięknie, w parku znajdują się rzeźby), a następnie do włoskiej restauracji Portobello - oryginalne przepisy, niezapomniany smak). W końcu trzeba było wybrać się także na Kopiec Kościuszki :) Trochę się zmęczyłyśmy, ale warto było. Następnie Wawel, rozładowanie się baterii w aparacie i powrót do miejsca noclegu.

W sobotę trzeba było wstać wczesnym rankiem, gdyż wybierałyśmy się do Dębicy, by spotkać się z Anią. Miałyśmy zamiar udać się do muzeum, ale było nieczynne o tej godzinie, o której doszłyśmy. Obeszłyśmy miasto, udałyśmy się nad Wisłokę, zjadłyśmy w Ambrozji (wielkie porcje!) i czas do domu. Najpierw do Krakowa, następnie do Poznania i rodzinnego miasta. Razem 16 h z przesiadkami. Wytrzymałyśmy dlatego, że jechałyśmy od popołudnia do rana. W ciągu dnia to za długa podróż.

W poniedziałek z kolei udaliśmy się na kilka dni do Karpacza, Skalnego Miasta i Drezna. Wracamy jutro wieczorem. O tej wycieczce napisze w kolejnym wpisie, gdyż nie będę miała innej możliwości. Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. Na koniec łapcie zdjęcia z wycieczki na południe :)






















5 komentarzy:

  1. Podziwiam wasze wojaże, też bym czasami tak chciała, ale z drugiej po prostu lubię domowe pielesze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale się najeździłyście, tylko pozazdrościć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale miałyście podróż :) wspaniale, po prostu aż Wam zazdroszczę :D czekan na następny wpis i zdjęcia z następnych wojaży :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Intensywny tydzień :D A ta wpadka to wcale nie była wpadka :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Noo to faktycznie sporo jechałyście, ja w Polsce rekord to chyba 19 h na Mazury, masakra była, ale śmiesznie przynajmniej :)Tyle atrakcji, będzie co wspominać ^^

    OdpowiedzUsuń